
- Kolejny długi weekend tuż za rogiem. Jeśli wciąż nie macie planów, poznajcie historię jednego z właścicieli Zontesa G1 125, który wyruszył w niezwykłą podróż do Triestu.
Długi weekend nie musi oznaczać leniwych dni w domu. Wystarczy namiot, motocykl i odrobina odwagi – od tego właśnie swoją przygodę rozpoczął Andrzej Kozerski, który swoim Zontesem G1 125 wyruszył w podróż do Włoch.
Trasa? Przez Słowację, Węgry i Słowenię, z obowiązkowym przystankiem nad Balatonem. Cel? Triest – miasto, gdzie w kuchni austriacki strudel spotyka się z owocami morza.
Zero hoteli, noclegi wyłącznie w namiocie, cały bagaż przypięty do motocykla. Jeden człowiek i jego maszyna – prywatny Zontes G1 125 Andrzeja, na co dzień wykorzystywany do krótszych tras, tym razem dostał szansę udowodnienia, że jest gotowy na wielką podróż.
Test w realnych warunkach
Podróż Andrzeja była nie tylko przygodą, ale również sprawdzianem możliwości Zontesa G1 125.
Do granicy słowacko-węgierskiej dotarł błyskawicznie. Słowacja zaskoczyła dobrym stanem dróg, Węgry – różnorodnością krajobrazów.
Kompaktowy scrambler z silnikiem 125 cm³ udowodnił, że nawet stosunkowo niewielka pojemność może otworzyć drzwi do wielkich przygód, ale o tym opowie sam Andrzej.
– Jeżeli miałbym cokolwiek powiedzieć w tym momencie o tej podróży, to to, że jest to zdecydowanie bajka – mówi Andrzej
Więcej o podróży do Triestu
O pomyśle
Pomysł wyprawy Zontesem G1 przyszedł mi do głowy zimą, kiedy to dłużące się wieczory pozwalały zagłębić się w czeluściach Youtube’a. Choć jestem dopiero początkującym motocyklistą ,chciałem sprawdzić, jakby to było pojechać gdzieś dalej. Co prawda na tym motocyklu zdarzało mi się robić już troszkę dłuższe trasy (około 250 km), ale wciąż był niedosyt, że ruszam z domu i wieczorem wracam do domu.
A co by było gdybym spakował wszystko co niezbędne na motocykl i ruszył przed siebie? Wtedy jeszcze nie wiedziałem, a wyjazd ten pozostawał w sferze wyobrażeń. Jak się później okazało, decyzja o wyjeździe była jedną z lepszych jakie podjąłem w ostatnim czasie.
O motocyklu
Zontes G1 to motocykl typu naked, który świetnie sprawdzi się w mieście. Choć jak na swoją pojemność jest stosunkowo duży i masywny, to jednak w jego ramie pracuje silnik o pojemności 125 centymetrów sześciennych.
Nie będę ukrywał- przed tym wyjazdem obawiałem się czy gdzieś na długim podjeździe nie zabraknie mocy, albo okaże się, że wiatr wiejący prosto w twarz skutecznie będzie obniżał prędkość przelotową. Moje obawy prysnęły jak bańka mydlana dokładnie 1-wszego maja.
Start z Podhala
Tego dnia wyruszyłem w kierunku Triestu. Zapakowany w dwie torby, plecak, kufer centralny, a na nim namiot, ruszyłem w świat.
Warto zaznaczyć, że sam jestem ponadstandardowych rozmiarów, bowiem mam 190 cm wzrostu i ważę ponad 100 kg. Umówmy się- Zontes nie miał lekko, ale jechał bardzo dzielnie.
Tempo i warunki jazdy
Podczas całego wyjazdu skutecznie utrzymywałem prędkość przelotową w granicach 85-90 km/h. Jadąc bocznymi drogami, z pominięciem autostrad i dróg ekspresowych nie potrzebowałem niczego więcej. 14,7 KM dzielnie wiozło mnie do Włoch.
Pomimo długich dystansów z jednostajną prędkością obrotową silnika oraz prędkością przejazdu, temperatura ani razu nie wzrosła powyżej 5 kresek w ośmiostopniowej skali.
Wygoda i organizacja dnia
Pozycja za kierownicą jest względnie wygodna. Wiadomo – nie jest to turystyczny potwór – ale musicie mi zaufać, że nie było źle.
Podczas wszystkich dni wyjazdu (a było ich 4) podjąłem decyzję, że najpierw jadę przez pierwsze 3 godziny bez przerwy, a poźniej zatrzymuję się co godzinę, aby „rozprostować kości”. Dzięki tej metodzie zmęczenie przychodziło dopiero wieczorem.
Detale, które robią różnicę
W trakcie codziennych, wielogodzinnych przejazdów doceniałem fabryczne porty USB do ładowania sprzętu (baterii, kamer, telefonu), czytelny wyświetlacz o dobrym kontraście oraz mocne przednie światło, które okazało się nieocenione, gdy nocą wracałem przez las z Triestu do słoweńskiego campingu Brajda, na którym nocowałem.
Zastanawiałem się też, jak poradzą sobie opony CST w takiej trasie – i przyznam, że nie zwracałem na nie większej uwagi, co oznacza, że spisywały się bez zarzutu. Warto wspomnieć, że motocykl był w pełni oryginalny – nie zostały w nim wymienione/zamienione żadne części.
Spalanie
Zapomniałem jednak wspomnieć o jeszcze jednej, chyba najistotniejszej rzeczy – spalaniu. Ten motocykl praktycznie nie zużywa paliwa. Znaczy, zużywa paliwo na poziomie 2,7 litra/100 km przy pełnym zapakowaniu. Cytując klasyka: „toż to szok”. Jeśli dodamy do tego 20-litrowy bak, okazuje się, że możemy jechać bardzo, bardzo daleko.
Wnioski po wyprawie
Podczas tej wyprawy wszystko zagrało wręcz idealnie. Drobnymi rzeczami, które w przyszłości zmieniłbym wybierając się na taki wyjazd byłaby poduszka na kanapę motocyklową, która podczas tak długiej trasy momentami wydawała się lekko niewygodna. Zabrałbym również pełen zestaw do regulacji napięcia łańcucha – ten trochę się rozciągnął, choć nie na tyle, by uniemożliwić jazdę.
Czy pojechałbym znowu?
Na pytanie, czy wybrałbym się jeszcze raz w taką podróż, moja odpowiedź brzmi jasno- choćby jutro! Zontes G1 dzielnie walczył na asfaltach Polski, Słowacji, Węgier i Słowenii, aby w końcu dojechać do Włoch. Smak pizzy, którą zjadłem w Trieście zapamiętam na długo.
Wspomnienia z tego wyjazdu, zostaną ze mną na zawsze, a Zontes udowodnił, że równy z niego gość i można z nim jechać choćby na koniec świata.